21.06.2012

Buszowanie

Chyba zabraliśmy za mało ciastek... -powiedział Tuli-Pyszczek patrząc na listę planowanych do zbudowania szałasów.


Tuli-Pyszczki długo czekały na realizację swego wspaniałego Planu. Bardzo długo. Dokładnie trzy tygodnie i dwa dni. Tyle potrzebował trawnik, by osiągnąć idealną długość. Zbiegło się to wprost perfekcyjnie z nawałem pracy Mamy, która nie miała czasu go kosić. I może chęci też. Tak chwilowo.
I tak oto wyrósł piękny busz. Nazwa ta została nadana przez Tuli-Pyszczki, które zgodnie uznały, iż busz zaczyna się już od 25,6 cm. Trawa była codziennie mierzona specjalną linijką, znalezioną kiedyś pod sofą. Miarka ta była złamana i prawdopodobnie zapomniana, co dawało jej dodatkowe właściwości- otóż wprost idealnie mieściła się w tuli-pyszczkowej łapce, no i nikt jej już nie szukał. Podziałka centymetrów kończyła się krzywo na 256 milimetrze. Zapewne miało to jakiś wpływ na ustalenie Początkowej Wysokości Buszu, ale Tuli-Pyszczki wolą myśleć, że to bardziej Idealne Zrządzenie Losu sprawiło, że linijka złamała się akurat na tej, ustalonej przez nie długości.

Gdy źdźbła trawy osiągnęły żądaną wysokość, Tuli-Pyszczki wyciągnęły zbierane pieczołowicie przez dwadzieścia trzy dni skarby i wkroczyły do akcji. Wszystkie łupy magazynowane były w kryjówkach, co sprawiło, że przez pewien czas miały one mniej miejsca na ciasteczkowe zapasy. No, ale realizacja Planu wymaga poświęceń. Tuli-Pyszczki dobrze o tym wiedziały. Aby łatwiej pogodzić im się było ze stratą powierzchni magazynowej, zrobiły dokładną listę znalezionych przedmiotów, którą codziennie uzupełniały i sprawdzały. Niektóre Tuli-Pyszczki nawet posunęły się do głaskania i dawania jej buziaka na dobranoc, dlatego w paru miejscach tusz uległ delikatnemu rozmazaniu. 

Zamknięta lista z dnia Dwadzieścia Trzy zawierała: siedem fragmentów kolorowej muliny różnej długości- dwa żółte, jeden zielony, trzy bordowe i jeden brązowy, trzy gumki recepturki ze szczypiorka- z czego jedna była pęknięta, szpulkę czerwonej nitki (rarytas!), która zabrana ukradkiem ze stołu przyczyniła się do oskarżenia Chłopca o Wyniesienie (Tuli-Pyszczki solennie obiecały nie zużyć całej i oddać), fragment długiego sreberka po czekoladce oraz cztery piękne wstążki, które uchowały się pod fotelem po imprezie urodzinowej. 

Plan był bardzo konkretny i nie wymagał od Tuli-Pyszczków wiele zastanawiania się, w skrócie brzmiał: buszować! Tak więc wyposażone w różnego rodzaju linki i gumki rozpoczęły eksplorację ogrodu. Grupka odważniejszych Tuli-Pyszczków wspięła się na przydomowy krzak, by z wysoka podziwiać realizację Planu i popiskiwać ostrzegawczo, gdyby zbliżała się Mama Chłopca. 

Reszta Tuli-Pyszczków postanowiła się w ogrodzie zadomowić. Znalazły kępki najwyższego buszu i udeptały wspólnie na środku. Następnie dłuższe pasma traw związały na górze ze sobą, tworząc przytulne trawiaste szałasy. Metodyka uklepywania ewoluowała z czasem. Niektóre Tuli-Pyszki naciskały trawę mocno łapkami lub turlały się wkoło, inne z kolei przysiadywały na chwilkę z ciastkiem, by ugnieść źdźbła dupinką i skonsumować przy okazji ciastko, co dawało satysfakcjonujące połączenie przyjemnego z pożytecznym. Przypadkowo powstało tyle szałasów, co przyniesionych ciastek, a pod koniec dnia Tuli-Pyszczki czuły się bardziej przejedzone niż przepracowane. Czyli wszystko poszło zgodnie z planem:)



P.S.
Z dumą prezentuję Tuli-Pyszczka wykonanego na Specjalne Zamówienie 
dla dwuipółletniej Lily! :) Miłego tulenia!:D



2 komentarze:

filili pisze...

Jej!ja już jestem dużą Lilą, ale wzruszył mnie ten Tuli-pyszczek dla mojej imienniczki.

Karo pisze...

Też jak sobie pomyślę, że gdzieś mieszka jakieś takie małe mowlę, które ma swojego Tuli-Pyszczka, to się wzruszam:) pozdrawiam:)