Dziś mój wyjątkowy dzień, bardzo wyjątkowy dzień, cały rok czekałem i doczekałem się! -podśpiewywał pod nosem Tuli-Pyszczek, wylizując wielką drewnianą łyżkę oblepioną ciastem.
Dziś jest bardzo wyjątkowy dzień. Taki najbardziej w roku, bardziej nawet niż Gwiazdka, czy Dzień Dziecka. Otóż dziś są urodziny Chłopca.
Solenizant jeszcze nie za bardzo rozumie, o co dokładnie w całym tym zamieszaniu chodzi, ale Tuli-Pyszczki są na to zbyt bystre.
No bo przecież wszyscy wiedzą, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o... ciastka! Przynajmniej tak mówi tuli-pyszczkowa Lista Rzeczy i Czynności Niezbędnych Do Godnej Egzystencji. Widnieją one na jej szczycie, zaraz za tuleniem. Podobne wnioski można też wysnuć z zachowania Mamy Chłopca, która ku wielkiej uciesze Tuli-Pyszczków, utknęła w kuchni z mocnym postanowieniem zrobienia tortu.
Tuli-Pyszczki długo przyglądały się z ukrycia procesowi produkcji. Mama przyszykowała wszystkie składniki i rozłożyła na blacie kuchennym. Piękne duże pierścienie biszkoptu. Śmietana kremówka. Cukier waniliowy. No i parę torebek z niewiadomą proszkowaną zawartością. Najlepsze jednak stało na stole obok. Od patrzenia na pyszne pachnące truskawki tuli-widownia dostała ślinotoku. To nie po tuli-pyszczkowemu tak stać i wąchać! Trzeba działać!
Gdy tylko Mama na chwilkę opuściła kuchnię, jeden z Tuli-Pyszczków wskoczył na blat i zapiszczał: Musimy dziś być bardzo pomocne! Zakaszcie rękawy i do roboty! Parę natychmiast rzuciło się w stronę łyżek, misek i torebek. Inne przysiadły nie mogąc się zdecydować, czy odrywać szypułki z truskawek (co mogłoby być uznane za pomocne), czy może próbować, czy przypadkiem truskawki nie są zepsute (co w sumie też było by pomocne- a pewnie nawet bardziej). Kilka Tuli-Pyszczków stało skonsternowanych szukając rękawów, które miałyby zakasać.
Po chwili praca wre. Musicie angażować się całym ciałkiem!- dyrygował samozwańczy szef kuchni, machając łyżką w kierunku Tuli-Pyszczków próbujących ubić śmietanę. Na plackach biszkoptu pojawiły się znienacka płytkie dołki po dyskretnej degustacji. Przynajmniej wiadomo, że smaczny. A i kremu więcej wlezie!- chichotał przebiegle Tuli-Pyszczek nakładając go wielką łychą. Truskawki zostały obrane i pokrojone w plasterki. Potem ładnie ułożone między biszkoptami. Część owoców zaginęła w akcji, gdzieś w drodze między miską a tortem. Żaden Tuli-Pyszczek jednak nic o tym nie wie.
Ciasto zostało pięknie obsmarowane z każdej strony kremem śmietankowym. Tuli-Pyszczki zadbały, by w torciku znalazło się go jak najwięcej, dlatego tam, gdzie się dało wypełniły szpary łapkami i dobrze uklepały. Na koniec zwieńczenie dzieła. Przystrojenie! Tuli-Pyszczki sprytnie zostawiły sobie na boczku parę truskawek, których nie nadgryzły, by torcik wyglądał elegancko i z klasą. Ułożyły je starannie na obwodzie ciasta. Resztę hojnie okrasiły kolorową posypką. Były przy tym tak szczodre, że miały później problem z wetknięciem świeczek. Na szczęście wystarczą tylko dwie...- pomyślały na koniec z dumą oglądając gotowy tort.
P.S.
Dziękuję Ci Łobuzie, że jesteś.
Dzięki Tobie są też i Tuli-Pyszczki.
2 komentarze:
Jak zwykle piękne opowiadanie i piękna dedykacja.
:D :*
Prześlij komentarz