Cicho! Chyba słyszę, jak szumią pod ziemią! - powiedział późnym wieczorem Tuli-Pyszczek pochylając się nad grządką.
Wreszcie ciepło! Tuli-Pyszczki od dłuższego czasu nie mogły się doczekać, aż przyjdzie ładna pogoda. Dokładnie od momentu, kiedy Chłopiec zabrał jednego z nich do sklepu ogrodniczego i kupili z Mamą pełno wspaniałych rzeczy. Tuli-Pyszczki obejrzały później wspólnie wszystkie artykuły i stwierdziły komisyjnie, że muszą one być magiczne. Nie ma innej opcji.
Otóż jak inaczej z papierowej torebki ma wyrosnąć roślinka? No i po co kupować cebulę, która nie nadaje się do zjedzenia, a podobno ma być z niej kwiatek? Tuli-Pyszczki nie mogły tego pojąć. Musiały przekonać się na własnym pluszowym futerku. Wystawiły wartę przy drzwiach prowadzących do ogródka i czekały na Ten Dzień.
Otóż jak inaczej z papierowej torebki ma wyrosnąć roślinka? No i po co kupować cebulę, która nie nadaje się do zjedzenia, a podobno ma być z niej kwiatek? Tuli-Pyszczki nie mogły tego pojąć. Musiały przekonać się na własnym pluszowym futerku. Wystawiły wartę przy drzwiach prowadzących do ogródka i czekały na Ten Dzień.
Pewnego pięknego ciepłego poranka Tuli-Pyszczek wszczął alarm. Sieją!!! Sieeeeeeeją!!! -piszczał na cały głos- I Sadzą! Saaaadzą! Reszta przez chwilę myślała, że to alarm śniadaniowy. Ale co? Że ją? Sadzone jedzą? Wczoraj było sadzone.. Tak dwa dni pod rząd...? Nic z tego nie rozumiały. Kwiaaaaty!!!- usłyszały po chwili. Tu już nie miały wątpliwości. Wszystkie porzuciły wykonywane akurat czynności, no chyba że było to jedzenie. Te, które jadły wepchały wszystko do pyszczków i pobiegły do ogródka. Tam wskoczyły na zjeżdżalnie i z tego najwyższego punktu rozpoczęły obserwację.
Mama robiła w ziemi małe dołki i tam wsadzała cebulki. Chłopiec łopatką wszystko dokładnie zasypywał. Później uklepywał rączką. Słyszysz, żeby coś mówili? Jakieś zaklęcia...? Chyba szepczą pod nosem... Pokiwały mądrze łebkami na boki. O, teraz sypią magiczny proszek! To z niego są kwiaty!!! Za chwilę Chłopiec przybiegł z konewką i polał wszystko obficie wodą. Później wszystko zostało sprzątnięte, łopatki oraz grabki znalazły się w skrzyni, a magiczne torebki wylądowały w koszu. I co, gdzie te kwiaty?- spytał jeden Tuli-Pyszczek. Podobno rosną- odparł drugi. Hmm... -zeskoczył ze stanowiska i przyjrzał się z bliska. Nic nie widać. Chyba się boją... Musimy być cicho, żeby ich nie wystraszyć- powiedział dreptając na paluszkach do reszty gromadki.
P.S.
Te dwa Tuli-Pyszczki udadzą się do Szkocji, do sympatycznych Bliźniaków- Olivera i Lewisa!
Gdy tylko dowiedziały się dokąd jadą, zarządały klanowych barw na brzuszku. No więc są. W kratkę.
Na pierwszy rzut oka trudno je od siebie odróżnić,
ale w końcu chyba na tym polega posiadanie bliźniaczego rodzeństwa, prawda?
Na pewno znajdą z Chłopcami wspólny temat do rozmów.
Oczywiście w przerwach w tuleniu:)
4 komentarze:
One są cudne:)
:D
Bardzo fajna idea tuli-pyszczków, gratuluję pomysłu, pozdrawiam :))))
Oj baaaardzo mi miło:) Dziękuję za odwiedziny i również pozdrawiam!:)
Prześlij komentarz