7.04.2014

Tuli-pany

Tak, ja też się kiedyś bardzo wstydziłem. Ale później mi przeszło...- przemawiał spokojnym głosem Tuli-Pyszczek uklepując rączką ziemię w przydomowej rabatce.


Tuli-Pyszczek długo czekał aż nadejdzie Ten Dzień. Zaznaczył go sobie nawet na ściennym kalendarzu w kuchni, wykonując pewnego dnia skok z kredką. Trafił idealnie. W sam środek dwudziestki. I kawałek dwudziestki siódemki, ale to już nie było planowane. Po prostu była pod spodem. Potem długo obserwował aż czerwony kwadracik oznaczający aktualną datę przesunie się na ową magiczną cyfrę. Aż wreszcie... Oficjalnie i niezaprzeczalnie... Jest! Wiosna!

Tego dnia wstał jeszcze weselszy niż zwykle. Przeciągnął całe ciałko w górę oraz na boki i ochoczo wyjrzał za okno. Tak, zdecydowanie widać zmianę. Czas powęszyć na dworze. Wykorzystał okazję do wyjścia, gdy Tata Chłopca postanowił wyrzucić śmieci. Przycupnął przy drzwiach i podążając krok w krok za Tatą udał się na mały rekonesans.

Czasu nie miał dużo, śmietnik był tuż za rogiem. Tuli-Pyszczek liczył jednak na jakiś szczęśliwy zbieg okoliczności pozwalający powęszyć dłużej. Dziarsko wybiegł z budynku i skierował się we wcześniej zaplanowanym kierunku. Cel: przydomowa rabatka.