24.12.2012

Magia Świąt

Bo na Święta trzeba sobie pomagać! Ot co! -zawołał Tuli-Pyszczek i sypnął szczodrze kawałkami ciastek w korytarzu.


Tuli-Pyszczki z zapartym tchem czekały na Tatę Chłopca. No może nie tak dosłownie, w końcu trochę go nie było. No, ale jak już wrócił, to przyniósł najfajniejszą rzecz, jaka może się zdarzyć o tej porze roku. Choinka. Prawdziwa. Pachnąca. Wyzwalająca w Tuli-Pyszczkach ich dziką naturę. 

Od razu rozmarzają się i wyobrażają sobie, jak biegną przez polanę w stronę zachodzącego słońca. Lub jak kopią norkę w brudnej mokrej ziemi i wyścielają ją liśćmi oraz mchem. Albo jak szukają jedzenia, robią sekretne zapasy. Tuli-Pyszczkom pasowała by taka mroźna wolność. Oczywiście, że dały by sobie radę. Wcale nie potrzebują szafki z ciastkami i kocyków. Przecież są tam różne jadalne rzeczy. Gdzieś tam. 

No, ale przecież nie zrobią tego Chłopcu. Na pewno bardzo by to przeżył. Dlatego niejako zmuszone przez los, mogą po cichutku, gdy nikt nie patrzy, odetchnąć z ulgą i wygrzać dupinki przy kaloryferze, zagryzając upolowane z kuchni smakołyki.

Tuli-Pyszczki są cierpliwe. Spokojnie poczekają, aż Tata Chłopca upora się ze stojakiem i wciągnie odkurzaczem opadłe szpilki. W końcu mają zapasy na "nudne chwile". Zanim jednak choinkę zamocowano i spionizowano ciastka się skończyły, dlatego gdy Tata poszedł do piwnicy po ozdoby, zaczęły nerwowo wylizywać łapki, licząc na ślady okruszków przylepione do futerka. Kiedy wrócił, łapki oczyszczone zostały nawet z ciastkowego zapachu. 


Wór z ozdobami zawsze frapował Tuli-Pyszczki. Wszystko posegregowane w pudełeczkach, przedzielone przegródkami lub zabezpieczone miękką wyściółką, taką idealną na gniazdko. Wszystko się błyszczy, migocze i szeleści. Pachnie siankiem. Żyć, nie umierać.




Oczywiście Tuli-Pyszczki nie planowały tak zwyczajnie siedzieć i przyglądać się, jak wszyscy w koło ubierają choinkę. Otóż miały misternie ułożony plan. Plan polegał na odwróceniu uwagi domowników w odpowiednim momencie, by móc sprawnie pomóc ubierać drzewko. No bo przecież wszyscy wiedzą, że Tuli-Pyszczki lubią się czuć przydatne.

Tak więc, gdy Mama Chłopca mniej lub bardziej zgrabnym ruchem oplotła gałązki kolorowymi światełkami, a Chłopiec powiedział w zachwycie przeciągłe "jeeeeeej", Tuli-Pyszczki wkroczyły do akcji.

W kuchni jeden z czekających na stanowisku ochotników zeskoczył z szafki i złapał się za kurek przy kuchence, by dodać nieco animuszu piekącym się na patelni krokietom, co odwróciło uwagę Mamy. Następnie w korytarzu przypadkiem wysypane zostały ciastka, na które rzucił się Pies Pitu, krusząc wszędzie niemiłosiernie. Tu zainterweniował Tata. W łazience w strategicznym miejscu umieszczony został  papier toaletowy, co z mig wyłapał radar Chłopca. Ten rozpoczął 'sprint z rolką' po mieszkaniu, owijając przy okazji wszystkie napotkane na swojej drodze sprzęty. Do biegu po chwili dołączył Pies Pitu, który rozprawił się już z ciastkami i rzucił się na końcówkę papierowej taśmy, drąc ją w ohydnie posklejane kawałeczki.


To dało Tuli-Pyszczkom trochę czasu. Wystawiły wartownika na czatach i zabrały się do roboty.

Szybko pobiegły przynieść papierowy łańcuch, na którego potrzebę Chłopiec własnoręcznie pociął na pół paseczki. Wskoczyły na biurko i zamaszystym ruchem osadziły go na choince. Później zabrały się za znoszenie ozdób. Małe drewniane figurki: bałwanek, konik na biegunach, dziewczynka na saneczkach, pan z fajką, lokomotywa, szopka i chłopiec na nartach. Następnie ozdoby z sianka: wieńce, trzy rodzaje gwiazdek i dzwonki. Wszystko było lekkie i poręczne, więc przy choince szybko zrobił się kolorowy stosik.

Teraz przyszła kolej na bombki. Nie jest to łatwe zadanie. Bombki słyną ze swej wrednej natury, która objawia się pękaniem w najmniej oczekiwanym momencie. Na to Tuli-Pyszczki po chwili też znalazły sposób. Trzeba było po prostu wszystko odpowiednio przytulić i nie tuptać za szybko. Pod choinką sprawnie rosła szklana piramida składająca się z bombek z kwiatkiem, tukana, jabłuszek, Mikołaja na saniach, śniegowych gwiazdek, bombek z łezką, bombek z pstrokatym oczkiem, kotka, aniołka i rybek.


Rozwieszanie szło sprawnie i żwawo. Tak żwawo, że nim Tata Chłopca wyplątał wszystkie farfocle z bródki Psa Pitu, a Mama zeskrobała zwęgloną warstwę ze świątecznych krokietów, choinka była już ubrana.

Tuli-Pyszczki były zachwycone. Teraz należało tylko zwieńczyć Dzieło- na czubek drzewka została nadziana Gwiazdka. Wszystkie obecne Tuli-Pyszczki westchnęły z podziwu. Nastrój udzielił się również Tacie Chłopca, który jęknął przeciągle w korytarzu. Po chwili z kuchni dołączyła również Mama.

Na koniec na choinkę wspiął się jeden z Tuli-Pyszczków, który wyraźnie poczuł magiczną moc Świąt. Przyczepił sobie do plecków anielskie skrzydełka, stanął na gałązce i wypiszczał, jak najgłośniej umiał:

By było kogo tulić- ale też żeby tulonym być!
By było bardziej pełne, niż puste- przynajmniej w połowie!
By jeść i najeść!
By dzieckiem być czasem, przynajmniej troszeczkę!
By kochać najmocniej, kogo się da!
To wszystko szczerze życzę Wam ja!
Hej ho!


Następnie serdecznie pomachał łapką do rozentuzjazmowanego tłumu. Potem złapał skrzydełka pod pachami, niczym szkolny tornister, rozbujał galązkę, na któej stał i wybił się w przestworza.

Magia Świąt zadziałała. Tuli-Pyszczek zatoczył pod sufitem zgrabne koło, po czym szerokim łukiem skierował się w stronę stołu, by obrać kurs na miskę z kutią. Wesołych Świąt!!!- wypiszczał jeszcze radośnie i mlasnął buzią w słodką masę.



2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Z nieodmiennym zachwytem i zainteresowaniem czytam każdy odcinek przygód Tuli-Pyszczków!

Tuli-Pyszczek pisze...

:-D