Idziemy na dwór! Tuli-Pyszczka długo namawiać nie trzeba było. Ruszył pędem do należącej do Mamy
Chłopca skrzynki z materiałami i zaczął szperać w poszukiwaniu czegoś, czym mógłby się zabezpieczyć przed zimnem.
Popołudnia już nie są tak ciepłe, jak całkiem niedawno, a Tuli-Pyszczki chorować nie lubią. No, chyba, że w szafce jest syrop truskawkowy na Bolączki Chłopca. Wtedy czują się nawet zobowiązanie pochorować ociupinkę- tak, żeby lekarstwo się przypadkiem nie przeterminowało.
Po chwili udało mu się znaleźć mały skrawek ciepłego polara, w idealnym trójkątnym kształcie. Sprawnie obwiązał sobie krótką szyjkę i wybiegł za drzwi.
Popołudnia już nie są tak ciepłe, jak całkiem niedawno, a Tuli-Pyszczki chorować nie lubią. No, chyba, że w szafce jest syrop truskawkowy na Bolączki Chłopca. Wtedy czują się nawet zobowiązanie pochorować ociupinkę- tak, żeby lekarstwo się przypadkiem nie przeterminowało.
Po chwili udało mu się znaleźć mały skrawek ciepłego polara, w idealnym trójkątnym kształcie. Sprawnie obwiązał sobie krótką szyjkę i wybiegł za drzwi.
Tuli-Pyszczek zrównał krok z Chłopcem i szeroko się uśmiechnął.
Bardzo lubił spacerki. A jeszcze bardziej lubił, gdy spacerek ma tak określony
cel. Dom Dziewczynki. A konkretniej stojąca obok domu trampolina.
Fascynacja skakaniem na trampolinie rozpoczęła się, gdy Tuli-Pyszczek odkrył, że jest takie miejsce, gdzie da się skakać wyżej, niż gdzie indziej. Normalnie Tuli-Pyszczki nie należą do zbyt skocznych. Można by nawet uznać, że gdyby istniał jakiś ranking, plasowałyby się mniej więcej przed jamnikami. Jednak mimo małych nóżek, ambicje Tuli-Pyszczki miały duże.
Tuli-Pyszczek idąc za Chłopcem zastanawiał się, jakby to
było wybić się tak wysoko, że aż hen hen. Czy
byłoby to już latanie? Przecież ptaki nie tylko latają tam i z powrotem, ale
też w górę i w dół. Ostatnia myśl tak go uradowała, że aż przyspieszył
kroku. Dom dziewczynki już niedaleko, a on przecież zawsze marzył o lataniu!
Po dotarciu na miejsce od razu postanowił wcielić plan w
życie. Chłopiec z Dziewczynką już rozpoczęli podskakiwanie, Tuli-Pyszczek nie
może być gorszy! Mimo turbulencji, wpełzł na trampolinę i dał wielkiego susa na
sam jej środek. A przynajmniej tak
zamierzał. W rzeczywistości wybił się na wysokość odpowiadającą wielkości
małego psa i wylądował całkiem nieopodal. Lekko zawiedziony zatrzymał się i
zaczął obserwować technikę podskoków dzieci. Były podskoki pionowe, w bok, z
wybicia obunóż i z jednej, dowolnie wybranej nogi, z lądowaniem na boku, na
plecach, na brzuchu lub na towarzyszu zabawy.
Zastanawiając się, która technika byłaby odpowiednia, zaczął
mimowolnie podskakiwać na coraz to mocniej naprężającym się od hopsających łobuzów
materiale. Następnie zapatrzył się na latające nad nim ptaki. Gdy wreszcie
zorientował się w otaczającej go sytuacji, jego osoba znajdowała się się już na samym środku trampoliny,
między szaleńczo skaczącymi łobuzami. Postanowił wykorzystać ten fakt i popracować trochę ciałkiem, by wybić się jak najwyżej.
Skacząc dojrzał na rosnącym nieopodal drzewie
nisko zawieszoną gałąź z ptasim gniazdem. Wtedy natchnęła go Błyskotliwa Myśl. A jakby tak wskoczyć do gniazda i zobaczyć,
co jedzą ptaki? Może mają tam jakąś spiżarnię…? Szybko zapominając o nauce latania i dodatkowo zmotywowany
wizją pysznych smakołyków, począł machać łapkami w rytm skoków, by zwiększyć wysokość wybicia. Niedawno
widział, jak gołąb jadł biszkopty. I paluszki bez soli.
Tuli-Pyszczek
szybował co raz wyżej i wyżej. Po pewnym czasie na tyle opanował
efektywną technikę wyskoków, że już prawie łapał listki wypatrzonej
gałęzi. Wtem przypomniało mu się, że całkiem niedawno Mama Chłopca
mówiła coś o tym, że ptaki odlatują na zimę do ciepłych krajów.
Zapamiętał to dokładnie po tym, jak przez dłuższy moment próbował
wypatrzeć na niebie lecący klucz, a nie było tam nic oprócz ptaków.
Dopiero wieczorem oświeciła go w tej sprawie Foczka Glu Glu.
Tuli-Pyszczek
skakał i skakał. I mimo, że wyciągał bardzo mocno łapki, do gniazdka
dostać się nie mógł. W końcu po dłuższym wzmożonym wysiłku przysiadł wyczerpany na brzegu trampoliny. Gdy tak odpoczywał i rozmyślał nad
kwestią uznania przedsięwzięcia za nieudane, naszła go kolejna
Byskotliwa Myśl, która wyjaśniła brak sukcesu Tuli-Pyszczka.
Otóż
od przemęczenia uchroniła go wrodzona intuicja! No bo przecież skoro
ptaki odleciały na zimę, to pewnie wyjadły wszystkie paluszki. On by tak
zrobił, gdyby gdzieś odlatywał. W końcu po to są zapasy. A skoro on się
tutaj tak nalatał (co prawda tylko w górę i w dół, ale to też się
przecież liczy), to też zasługuje na porządny posiłek. A jego spiżarnia
na pewno jest odpowiednio zaopatrzona!
Z tym zamysłem
ochoczo zabrał się z powrotem do domu. I jak postanowił, tak zrobił.
Później leżąc z wypukłym od biszkoptów brzuszkiem doszedł do wniosku, że
lepiej być Tuli-Pyszczkiem niż ptakiem.
P.S.
Serdeczne pozdrowienia dla świeżo upieczonego przedszkolaka,
trzyletniej Zuzi!
Oraz oczywiście dla dumnych Rodziców
Hej ho!
:D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz