23.10.2013

Zabawa w chowanego

Tu nic nie ma!- wypiszczał Tuli-Pyszczek z buzią pełną rozpuszczalnych gum, domykając jednocześnie od wewnątrz drzwiczki od szafki.


Szuuuukaaaaam! Tuli-Pyszczek wybudził się i podniósł łepek znad poduszki. Niechętnie wyglądnął zza kołdry, pod którą zaszył się na czas poobiedniej drzemki. Chłopiec wstał już jakiś czas temu i teraz szuka czegoś z Tatą. Tuli-Pyszczek dobrze rozumiał takie sytuacje. On też często coś gdzieś schowa, a później nie pamięta gdzie. Ostatnio nawet zastanawiał się, czy w jego dalekiej rodzinie nie ma przypadkiem wiewiórek. 

Wypełzł z łóżeczka i zabrał się za jedzenie. Jako, że było już po obiedzie, ale nadal za daleko do wieczora, by zjeść podwieczorek, posiłek nazwał poobiadkiem. Wpałaszował go szybko i postanowił pomóc Chłopcu w poszukiwaniach. 

Powolnym krokiem wyszedł z pokoju, gdy nagle minął go pędzący Chłopiec, który przy dźwiękach końcówki tatusinego odliczania, wpadł pędem za firankę w salonie. Tuli-Pyszczek z zainteresowaniem przydreptał bliżej, jednak nim zdążył cokolwiek zaobserwować, Tata krzyknął szukam!, a Chłopiec nie wytrzymał napięcia i z rozmachem odsłonił materiał krzycząc: Tu jeeee!!!

Tuli-Pyszczek próbował przyglądnąć się, co takiego tak szybko znalazł Chłopiec, jednak ten błyskawicznie zniknął, udając się do Punktu Odliczania. Tam stanął na baczność, zakrył rączkami oczy i rozpoczął procedurę. Tuli-Pyszczek przystanął obok, by asystować, a jako że jego łapki okazały się za krótkie (to zawsze zaskakiwało Tuli-Pyszczka w najmniej oczekiwanym momencie), zamiast zakrywania oczu postanowił je mocno zacisnąć. Przy okazji uroczyście przysiągł nie podglądać i wspomóc Chłopca w wymienianiu kolejnych cyfr.

Chłopiec zapomniał się trochę w odliczaniu i po przekroczeniu magicznej dziesiątki, kontynuował dalej w języku mowgielskiem, będącym mieszanką mowlęcego i angielskiego. Maśli...Tau...Filtin...Foutin... Fiftin... Fitin... Fitin... (tu zazwyczaj następowało chwilowe zapętlenie Chłopca, gdyż nie zawsze był pewny, ile tak właściwie jest tego "teen"). Moment ten wykorzystał szybko Tuli-Pyszczek, który stwierdził, że lepiej jednak być tym szukanym niż szukającym.

Rzucił się pędem wgłąb mieszkania w poszukiwaniu tego, co może szukać Chłopiec. Biegnąc doznał olśnienia, że przecież skoro Chłopiec To znalazł, a po chwili już Tego nie maił, to pewnie To zjadł! Sprawnie skorelował kurs i pobiegł do kuchni. Teraz przed nim trudna misja. Musi znaleźć coś, co da się zjeść w dziesięć sekund.

Rozpoczął gorączkowe poszukiwania. Zaczął od szafek na dole. Mąka. Cukier. Makaron. Nie, to na pewno nie to. Ziemniaki. Nadgryzł kawałek. Nieugotowane. Fuj! Trzeba szukać wyżej. Wspiął się po ścierce kuchennej na blat. Chlebak! Nastawił uszko. Chłopiec nadal odliczał. Tuli-Pyszczek z wprawą wpakował sobie do buzi większą część małej kajzerki. Raz, dwa, bułka zniknęła w czeluściach pyszczka. Za długo. Trzeba znaleźć coś innego.

Skierował spojrzenie w stronę szafki ze słodkościami. A tam cała masa smakołyków. No cóż. Trzeba zabrać się do roboty! Na pierwszy ogień poszły paluszki bez soli. Później suszone jabłka i biszkopty. Niestety wszystko zjadało się za długo lub za krótko. Tuli-Pyszczek spróbował jeszcze z rodzynkami. Tu miał problem czy kwalifikować je pojedynczo, czy jednak jako paczkę. Uznał, że sprawiedliwie będzie spróbować wszystkich. Później przyszła kolej na czekoladkę. I herbatniki. Cały czas niestety bez odpowiedniego wyniku. W końcu Tuli-Pyszczka tak zestresował brak sukcesu, że zajadł stres resztką suszonych migdałów i zasnął. A poszukiwania postanowił wznowić dnia następnego. 

P.S.
A oto Tuli-Pyszczek dla małego Rysia,
niech się dobrze tuli!
Hej ho! 
:)






Brak komentarzy: