Szuuuukaaaaam!
Tuli-Pyszczek wybudził się i podniósł łepek znad poduszki. Niechętnie
wyglądnął zza kołdry, pod którą zaszył się na czas poobiedniej drzemki.
Chłopiec wstał już jakiś czas temu i teraz szuka czegoś z Tatą.
Tuli-Pyszczek dobrze rozumiał takie sytuacje. On też często coś gdzieś
schowa, a później nie pamięta gdzie. Ostatnio nawet zastanawiał się, czy w
jego dalekiej rodzinie nie ma przypadkiem wiewiórek.
Wypełzł
z łóżeczka i zabrał się za jedzenie. Jako, że było już po obiedzie, ale
nadal za daleko do wieczora, by zjeść podwieczorek, posiłek nazwał
poobiadkiem. Wpałaszował go szybko i postanowił pomóc Chłopcu w
poszukiwaniach.
Tuli-Pyszczek
próbował przyglądnąć się, co takiego tak szybko znalazł Chłopiec,
jednak ten błyskawicznie zniknął, udając się do Punktu Odliczania. Tam
stanął na baczność, zakrył rączkami oczy i rozpoczął procedurę.
Tuli-Pyszczek przystanął obok, by asystować, a jako że jego łapki
okazały się za krótkie (to zawsze zaskakiwało Tuli-Pyszczka w najmniej
oczekiwanym momencie), zamiast zakrywania oczu postanowił je mocno
zacisnąć. Przy okazji uroczyście przysiągł nie podglądać i wspomóc
Chłopca w wymienianiu kolejnych cyfr.
Chłopiec
zapomniał się trochę w odliczaniu i po przekroczeniu magicznej
dziesiątki, kontynuował dalej w języku mowgielskiem, będącym mieszanką
mowlęcego i angielskiego. Maśli...Tau...Filtin...Foutin... Fiftin... Fitin... Fitin...
(tu zazwyczaj następowało chwilowe zapętlenie Chłopca, gdyż nie zawsze
był pewny, ile tak właściwie jest tego "teen"). Moment ten wykorzystał
szybko Tuli-Pyszczek, który stwierdził, że lepiej jednak być tym
szukanym niż szukającym.
Rzucił
się pędem wgłąb mieszkania w poszukiwaniu tego, co może szukać
Chłopiec. Biegnąc doznał olśnienia, że przecież skoro Chłopiec To
znalazł, a po chwili już Tego nie maił, to pewnie To zjadł! Sprawnie
skorelował kurs i pobiegł do kuchni. Teraz przed nim trudna misja. Musi
znaleźć coś, co da się zjeść w dziesięć sekund.
Rozpoczął gorączkowe poszukiwania. Zaczął od szafek na dole. Mąka. Cukier. Makaron. Nie, to na pewno nie to. Ziemniaki. Nadgryzł kawałek. Nieugotowane. Fuj! Trzeba szukać wyżej. Wspiął się po ścierce kuchennej na blat. Chlebak! Nastawił uszko. Chłopiec nadal odliczał. Tuli-Pyszczek z wprawą wpakował sobie do buzi większą część małej kajzerki. Raz, dwa, bułka zniknęła w czeluściach pyszczka. Za długo. Trzeba znaleźć coś innego.
Skierował spojrzenie w stronę szafki ze słodkościami. A tam cała masa smakołyków. No cóż. Trzeba zabrać się do roboty! Na pierwszy ogień poszły paluszki bez soli. Później suszone jabłka i biszkopty. Niestety wszystko zjadało się za długo lub za krótko. Tuli-Pyszczek spróbował jeszcze z rodzynkami. Tu miał problem czy kwalifikować je pojedynczo, czy jednak jako paczkę. Uznał, że sprawiedliwie będzie spróbować wszystkich. Później przyszła kolej na czekoladkę. I herbatniki. Cały czas niestety bez odpowiedniego wyniku. W końcu Tuli-Pyszczka tak zestresował brak sukcesu, że zajadł stres resztką suszonych migdałów i zasnął. A poszukiwania postanowił wznowić dnia następnego.
P.S.
A oto Tuli-Pyszczek dla małego Rysia,
niech się dobrze tuli!
Hej ho!
:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz