9.07.2015

Słodki przekładaniec

Zjadamy muchy uchy uchy i mamy bardzo grube brzuchy!-  podśpiewywał Tuli-Pyszczek miętoląc w buzi karmelka z bananem.



Dziś jest Wielki Dzień. Przynajmniej tak sądził Tuli-Pyszczek. Wywnioskował to obserwując przygotowania w domu. Chłopiec już od jakiegoś czasu trenował naukę nowych wierszyków i piosenek. Mama kupiła Specjalną Białą Koszulę o magicznych właściwościach pozwalających pozbyć się tremy ( i z nieprzypadkowo dłuższymi rękawami do podwinięcia, by przydała się również w roku następnym).

Tuli-Pyszczek nie bardzo wiedział z jakiej okazji całe to zamieszanie. Na domowych próbach Chłopiec śpiewał coś o żabach, czereśniach, wakacjach i pieskach. Liczył jednak na to, że po występach będzie część, bez której nie mogą obejść się występy w przedszkolu. Na myśl o Poczęstunku pociekła mu ślinka. 

Tuli-Pyszczek postanowił, że nie może go zabraknąć na Uroczystości. W odpowiednim momencie udał się w kierunku torby Mamy Chłopca, by usadowić się w jednej z przegródek i oczekiwać na wymarsz. Po drodze zabrał jeszcze ze sobą kompaktowy aparat fotograficzny, o którym pewnie zapomni Mama i parę ciastek (bo nigdy nie wiadomo, jak długie będzie przedstawienie).

Nie wiadomo kto był bardziej przejęty- co chwile machający ze sceny Chłopiec, wzruszeni Mama z Tatą czy masujący coraz bardziej głodny brzuszek Tuli-Pyszczek.A my bociany any any, apetyt mamy amy amy! Na słowa tej piosenki niespokojny Tuli-Pyszczek zaczął się wiercić. Nie pomagało już intensywne klaskanie i piszczenie do rytmu. Trzeba było się czymś zająć. Postanowił więc udokumentować imprezę. Wyszedł ze swojej kryjówki pod krzesełkiem i zwędził leżący nieopodal aparat fotograficzny. Cyk! Tańcujący Chłopiec. Cyk! Rodzice. Cyk! Widok zza okna. Cyk! Krzesełko. Cyk! Drzwi. Cyk! Stół z poczęstunkiem. O, temu trzeba było się przyjrzeć bliżej.

Na stole znajdowały się przeróżne pyszności. Arbuzy i banany, ładnie pokrojone jabłuszka, galaretki truskawkami i bitą śmietaną oraz różnego rodzaju cukierki. Tuli-Pyszczek zadecydował, że to dobra okazja, by zrobić zapasy. W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie jechać na jakąś dłuższą wycieczkę, a na głodnego to przecież nic przyjemnego. 

Zaczął się więc rozglądać za czymś, w co można zapakować odpowiednią ilość jedzenia. Przez chwilę rozważał umieszczenie słodyczy w torebce Mamy Chłopca. Ta na pewno weźmie ją do domu i nie trzeba będzie nic dźwigać. Ośmielony swoim chytrym planem rozpoczął pakowanie.

Tuli-Pyszczek przez chwilę krążył między stolikiem a torebką, popiskując sobie pod nosem wesołe piosenki śpiewane przez dzieci. Miejsce w torebce jednak szybko się skończyło. Okazało się, że Mama nosi ze sobą całkiem dużo niepotrzebnych rzeczy, które zajmują potrzebną przestrzeń. Należało rozglądnąć się za czymś bardziej pojemnym.

Wtem wpadła mu w oczy teczka z pracami plastycznymi Chłopca. Ją też na pewno zabiorą do domu! Uradowany Tuli-Pyszczek rozpoczął przygotowania do magazynowania żywności. Najpierw ocenił ilość miejsca. Rysunków było około dziecięciu, a przynajmniej do tylu umiał liczyć Tuli-Pyszczek i zawsze wydawało mu się to wystarczającą liczbą. No i tyle Chłopiec miał paluszków u rączek, więc zawsze można było wszystko szybko sprawdzić.

Tak więc między czerwonego grzybka namalowanego farbami a Mikołaja powędrował karmelek. Między wielkim sercem z okazji Dnia Mamy i Taty a królikiem z waty znalazły się dwie krówki. Praca z języka angielskiego oraz kartka wypełniona kolorowymi szlaczkami okazały się być idealnym miejscem dla galaretki jagodowej i trzech pianek. Wielka żółta gruszka i wydzieranka idealnie skomponowały się z ziemniaczanymi chrupkami, zaś wyklejanka przedstawiająca rybkę oraz pieczątkowe szaleństwo-jak je nazwał Tuli-Pyszczek, były doskonałym miejscem dla paru herbatniczków.

Na koniec, by ułatwić teczce pomieszczenie takiej ilości jedzenia, wskoczył na nią i parę razy poskakał. Mlask! Mlask! Mlask! Teczka nieco się spłaszczyła, część zawartości wyleciała bokami, co jednak nie zraziło Tuli-Pyszczka, który był bardzo dumny ze swojego dzieła. Rozmarzony przysiadł sobie obok pysznego przekładańca i obejrzał do końca przedstawienie. A na koniec tak intensywnie klaskał, że aż pozlepiały mu się łapki i musiał je moczyć przez trzy minutki w soku pomarańczowym.

P.S.
Wszystkim Dzieciom
Tuli-Pyszczki życzą słodkich i słonecznych wakacji!
Hej ho!








1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Kolejne z dawna oczekiwane - "słodkie" tym razem - opowiadanie. czekam na następne...... :)