Mrrr...-zamruczał z zadowoleniem Tuli-Pyszczek uklepując swój nowy śpiworek.
Tuli-Pyszczek obudził się dygocząc z zimna. Brrr...Chło...Dno...- wybełkotał i nachuchał w łapki. No tak. Gruby Misiek wcisnął się sprytnie i zajął jego wczorajszy dołek. Spojrzał na Chłopca. Szeroko otwarte usta. Zaciśnięte oczka. Ciepły miarowy oddech. Otulony w miłe polarowe śpioszki... Polarowe śpioszki?! Tuli-Pyszczek zerwał się i usiadł na łóżeczku. Czyżby to już? Przyszła Je-sień?
Tuli-Pyszczek obudził się dygocząc z zimna. Brrr...Chło...Dno...- wybełkotał i nachuchał w łapki. No tak. Gruby Misiek wcisnął się sprytnie i zajął jego wczorajszy dołek. Spojrzał na Chłopca. Szeroko otwarte usta. Zaciśnięte oczka. Ciepły miarowy oddech. Otulony w miłe polarowe śpioszki... Polarowe śpioszki?! Tuli-Pyszczek zerwał się i usiadł na łóżeczku. Czyżby to już? Przyszła Je-sień?
Tuli-Pyszczek nigdy za bardzo nie rozumiał ogólnego kontekstu tej pory roku. Robiło się zimno, spadały liście, na dworze było szaro i morko... Co mądrzejsze ptaki zabierały się stąd i odlatywały, te głupsze zostawały. Lub te bardziej zaradne. Tuli-Pyszczek wolał właśnie tą wersję, bo on też nigdzie nie odlatywał. No, ale żeby jeść w sieni? - myślał gramoląc się z łóżka i kierując się do sypialni, w poszukiwaniu czegoś do okrycia. W sumie nigdy nie robiło mu różnicy, gdzie ma jeść, ważne, żeby było co. Jednak Tuli-Pyszczki są z tych, co wolą mieć wybór. Nawet jeśli od zawsze wybierał tą samą opcję. Dziś zjem w łóżku. Na znak protestu! Wobec Je-sieni!- zbuntował się wewnętrznie i poczuł się niczym Che Guevara. Lub John Lennon.
Brrr...!- podniosłą wizję zakłócił kolejny dreszcz. Dość tego! Czas być zaradnym i umościć sobie Legowisko Z Prawdziwego Zdarzenia! - zapiszczał, tym razem już głośniej, po czym skulił się w sobie, stulił uszy i podreptał na poszukiwania. Brrr.
Dreptał szybciutko, niczym chomik, co dopiero uciekł z klatki. Myk myk przy ścianie. Najkrótsza drogą. No i jest sypialnia. Uchylił drzwi i wsadził łepek. Śpią...W sumie wiedział to już dużo wcześniej. A to dzięki Tacie Chłopca. Mama jest mniej przewidywalna. Trącił ją łapką w stopę. Nic. Można działać. Już chciał odejść, lecz jego uwagę przykuła owa wystająca mamina stópka. Taka inna niż zwykle, bardziej włochata. I w paski. Pogładził ją delikatnie łapką. Skarpeta! Dla pewności zaglądnął jeszcze od spodu, by upewnić się, czy nie jest to pozostałość po zaginionej ostatnio zebrze. Jednak nie, paski były żółto-czerwone. Nada się. Je-sień to nie czas na grymasy. Może nie są to wymarzone kolory Tuli-Pyszczka, ale jak mus to mus. Chłodno nie wybiera!- wypiszczał swój nowy okrzyk bojowy, zaparł się nóżkami o framugę łóżka i zdarł skarpetę ze stopy. Zatoczył się przy tym do tyłu, a zdobycz zakryła jego ciałko cieplutką pierzynką. Idealny. Podgrzwany. Śpiworek. Szybko wpełzł do środka i próbując zakręcić się niczym piesek w legowisku. Ułożył się do spania tu, gdzie stał. W łóżku zje jutro.
P.S.
A oto piękny nowy Tuli-Worek dla tegorocznego Przedszkolaka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz